9 lutego 2017

I'm different #5

Zaraz za Connie znalazł się remis Ametyst i Lapis. Czy to oznacza, że obie przeszły taką samą przemianę? Sprawdźmy.


Zacznijmy od Ametyst. Należy do Kryształowych Klejnotów, a co za tym idzie jest jedną z głównych postaci. Mimo to wyraźnie widać, że nie zdobywa fanów tak jak Granat czy Perła. Jaka jest Ametyst? To typ chłopczycy (nie chcę poruszać spornej kwestii płci klejnotów; wiecie o co mi chodzi), głośna, niedelikatna, lekkomyślna, nieokrzesana, często zachowuje się wręcz ordynarnie. Jednak wydaje mi się, że najważniejszą jej cechą, którą poznajemy na wstępie to pewność siebie. Będzie ona znacząca w związku z kolejnymi odcinkami.
Lecz przez długi czas Ametyst będzie jaka będzie. Niezmiennie rozbraja nas swoją bezpośredniością i tym, jak potrafi się niczym nie przejmować. W „Tygrys Milioner” widzimy, że podoba jej się to jaka jest. Drażni ją to, że Perła i Granat nie podzielają tego entuzjazmu. Chciałaby ich akceptacji, do czego w dochodzi na końcu odcinka. To sprawia, że postać Ametyst staje się jedynie tłem komediowym. Z czasem przestaje się zwracać na nią uwagę, tym bardziej że w tym samym czasie mamy parę innych zajmujących kwestii, takich jak pojawienie się Lapis, Peridot, pierwszy raz widzimy Rose (nie namalowaną czy też na zdjęciu) i inne wydarzenia nas zajmują.
Sądzę, że nikt nie miałby problemu z podaniem odcinka, który faktycznie skupił się na osobie Ametyst i rzucił na nią trochę inne światło. Tym odcinkiem jest „Na Szlaku”. Zaczyna się niewinnie, Steven i Ametyst zamierzają „uciec”. Umyślnie używam cudzysłowie, bo oglądając ten odcinek mamy poczucie, że jest to po prostu wyprawa, a nie długofalowy plan. Prędzej spodziewamy się zapychacza niż jakiegoś przełomu. Jednak pomysłowości twórców nie wolno ignorować, dlatego też jak się po chwili dowiadujemy (po chwili bo jakby nie było odcinek trwa ok 10 minut) dostaniemy coś nietuzinkowego. Lądujemy w Przedszkolu, w miejscu do którego nie wiemy jaki powinniśmy mieć stosunek. Może dlatego, że w tak genialny sposób zostały zestawione dwa odmienne własności. Z jednej strony widzimy surowość, nieprzyjazne miejsce, co sugeruje także muzyka. Niepokojące dziury w skalistych, ogromnych ścianach i tajemnicze urządzenia w nie wczepione. Z drugiej strony mamy niezwykłą radość Ametyst z powrotu do tego miejsca. To tutaj powstała, tu spędziła… swój początek…? Wiąże z nim dobre wspomnienia, a na pewno takie, które poprawiają jej nastrój. Czy może być ono złe, skoro pochodzi z niego pozytywny bohater?
Bardzo niepokojące jest coś, na co nawet Steven zwrócił uwagę – co z pozostałymi dziurami? Gdzie są klejnoty, które z nich wyszły? I czemu w ogóle na Ziemi istnieje takie miejsce? Gdy zjawia się Perła i pyta, ile Ametyst powiedziała Stevenowi już domyślamy się, że coś jest bardzo nie tak. Spokojna i opanowana Perła tym razem jest oburzona i przerażona. Ametyst atakuje Perłę i już nie wiemy, po której stronie powinniśmy stać. Jednak gdy w następnej chwili Ametyst zaczyna płakać, jesteśmy tak samo zaskoczeni jak Perła.
Ametyst mówi, że nie prosiłaby by zostać stworzoną, a następnie ukrywa się w miejscu, w którym powstała. Cała ta przemowa Perły i słowa Ametyst zawsze kojarzą mi się z rozwodem. Zaskoczeni? Już tłumaczę – Perła byłaby w tym przypadku rodzicem, a Ametyst dzieckiem. Rodzice się rozwodzą i cierpi przy tym dziecko, które nie prosiło się o to wszystko i czuje się najbardziej pokrzywdzone w tej sytuacji. Całe małżeństwo było porażką, ale Ametyst (dziecko) jest jedynym dobrem, które wyszło z całego tego bałaganu. Może to za daleko idąca interpretacja, ale nie jestem w stanie pozbyć się tej myśli za każdym razem, gdy oglądam tę scenę.

Tak czy inaczej, kończy się dość emocjonalnie i widzimy w Ametyst coś więcej. Uwidacznia się maska, za którą przez cały czas skrywała ogromny ból i poczucie niesprawiedliwości. Nie prosiła się o to wszystko, a mimo to czuje, jakby uważano ją w pewien sposób odpowiedzialną za to i współwinną. Niby wszystko jest w porządku, ale odkryty tu żal (także do samej siebie) będzie długo nam towarzyszyć, choć nie zawsze będzie na pierwszym planie.
W „Maksymalna Pojemność” widzimy do czego zdolna jest się posunąć i odkrywane są kolejne bolesne uczucia, tym razem wobec ojca Stevena. Mam wrażenie, że frustracja Ametyst nie wynika tylko z utraty Rose, ale także Grega. Oczywiście w inny sposób, ale odczuła to tak samo. Najpierw pojawił się Greg, więc miała i jego i Rose. Później powoli pozostawał tylko on, gdyż Rose tak naprawdę całą swoją uwagę kierowała ku Grega. Tracimy Rose, no i Grega, który skupił się na Stevenie. Po raz kolejny Ametyst gra rolę dziecka, w tym przypadku takiego, którym nikt nie chcę się zająć. A ona potrzebuje uwagi.
W „Nowa Ametyst” ponownie przywołany zostaje problem braku poczucia własnej wartości. Prowadzi to do (oprócz kilkukrotnej utraty formy przez Ametyst) jej załamania. Nie wie jaka powinna być, nie może brać przykładu z pozostałych Ametystów, a teraz jest ganiona za to, że stara się dopasować. Odcinek kończy się niewielką zmianą ubrania, jednak (nie wiem jak wy) ale ja wciąż mam wrażenie, że problem Ametyst nie został rozwiązany.
Sytuacji nie poprawia, gdy w „Za Daleko” Peri dobija Ametyst słowami, iż nie jest doskonałym kwarcem. Później mamy jeszcze „Wystarczy wyluzować” („Crack the Whip”) gdzie obrywa od Jaspis – dosłownie. Skoro nawet Steven, który był dla niej jak uczeń, nie potrzebuje jej pomocy, to co jej zostało? Kolejna fala żalu wylewa się w „Steven kontra Ametyst”, gdzie Ametyst wprost mówi, co ją gryzie. I choć wiele się dzieje, to mimo wszystko zostało jedynie powiedziane, a nic nie zostało z tym zrobione. Konfrontacja kończy się pojednaniem, ale nie ma tu żadnej satysfakcji. Widać to w kolejnych odcinkach, w których Ametyst dalej rozmyśla o Jaspis i o tym jak została przez nią pokonana.
Gdy wreszcie dochodzi do ponownego starcia, Ametyst prawie zaczyna wierzyć, że da sobie radę. Prawie, bo jak się okazuje, jej ataki nie są skuteczne. Jednak Ametyst przez cały czas myśli, że sobie poradzi tylko dla tego, że w końcu jest prawie jak Jaspis. Ale nie, nie jest. I nie chodzi o to, że jest uszkodzona. Jest inna i to jest w niej dobre. Steven próbuje jej to uświadomić, że nie jest idealna i tak już ma być, a ona powinna to wykorzystać na swoją korzyść. Jednak o ile Granat także starała się przekonać do tego Ametyst, tak Steven używa jeszcze jednego argumentu – „jesteśmy tacy sami”.
Od tej pory Ametyst zdaje się być uleczona, na tyle, że nawet potrafi współczuć Jaspis i nazwać ją „siostrą”.
W najnowszej bombie pojawił się jeszcze jeden ważny element, czyli spotkanie z innymi Ametystami. Ponieważ znalazła się z ich akceptacją, poczuła się dobrze, jak jedna z nich, nawet jeśli różni się posturą. One wszystkie traktowane są gorzej, a mimo to nie przejmują się tym i robią swoje.
Podsumowując, przemiana Ametyst przebiegła szczególnie w jednej strefie jej osobowości, mianowicie w stosunku do samej siebie. Pogodziła się ze swoimi defektami, co pomaga jej w lepszym działaniu oraz dogadywaniu się z resztą ekipy.


Na tym samym miejscu wylądowała Lapis. Jak dla mnie Lapis się niewiele zmieniła, a przynajmniej na tyle, że miejsce które zajęła jest słuszne.
Lapis pojawia się w odcinku „Klejnot lustra”, choć jej prawdziwa postać ujawnia się na samym końcu odcinka. Reakcja z jaką zostaje przyjęta przez Drużynę Klejnotów sugerowałaby, że Lazuli jest wrogiem. Widzimy, że jest niezwykle potężna, impulsywna, pragnie zemsty, a jednak niezmiennie dobrze zwraca się do Stevena. W następnym odcinku dowiadujemy się trochę więcej. Była nieznośnie długo uwięziona i wreszcie jest wolna, do szczęścia brakuje jej jeszcze powrotu do domu. Wciąż zachwyca nas, że potrafi być jednocześnie delikatna, a tak silna i nieustępliwa. Dodatkowo są to jedne z najlepszych odcinków SU.
Gdy podejmuje decyzję o fuzji z Jaspis działa z premedytacją, jest gotowa do tego poświęcenia. Z drugiej strony jest to dla niej cudowna okazja, by się odegrać na Jaspis. To jest trochę… niepokojące w Lapis, dlatego też jest intrygującą postacią. Nie wiemy jakie było jej zadanie na Ziemi, ale to z jaką bezwzględnością potrafi działać jest zastanawiające. Widać to także, gdy Steven ma dziwny sen, w którym „łączy się” z umysłem Lapis. Widzimy, że robi to dla Stevena, jednak nie potrafię pozbyć się myśli, że daje jej to pewną satysfakcje.
Ponowne spotkanie z Lapis (i gdy jest przytomna) następuje w odcinku „Stara Dobra Ziemia”. Smutna przeszłość Lapis wreszcie zostaje ukazana. To wspomnienie ją dobija i to w momencie, gdy już prawie uwierzyła, że na Ziemi będzie jej dobrze. Oczywiście wkracza Steven, któremu Lapis ufa jak nikomu innemu. Przekonuje ją, że fakt pozostania na tej planecie nie równa się byciu uwięzionym. Naprawdę jest wolna, a o pozostaniu zdecyduje sama. Odcinek przedstawia tą delikatniejszą stronę Lazuli. Stevenowi udaje się zmienić jej nastawienie do świata, ale wciąż jest niechętna wobec pozostałych Klejnotów. Szczególnie jej wrogość widać wobec Peri, z którą ma zamieszkać. Jest całkowicie niewzruszona próbami zaprzyjaźnienia się, tak bardzo, że nawet bez mrugnięcia jest w stanie zniszczyć rzecz niezwykle cenną dla Peri. Dopiero gdy rozumie punkt widzenia Peri, gdy dociera do niej, że faktycznie odczucia wobec pozostania na Ziemi mogą się pokrywać z jej własnymi, wtedy zaczyna się zmieniać. A przynajmniej stara się nie być tak nieprzyjemna.
W „Morska Wycieczka” widzimy, jak wreszcie wyleczyła się z Jaspis. Ich związek był toksyczny i niezdrowy. Jest to ciekawa alegoria do właśnie takich związków, w którzy ludzie nawzajem się ranią. Lapis potrafi odmówić, powiedzieć, że jej nie potrzebuje. Nie tylko musiała dać to do zrozumienia Jaspis, ale uświadomić to samej sobie.
Kolejne odcinki pokazują jak zmienia się nastawienie Lapis. Coraz lepiej dogaduje się z innymi Klejnotami i coraz bardziej docenia uroki Ziemi. Podobnie jak Peri (choć jej to przyszło chyba łatwiej) zaczyna się bawić, czerpać przyjemność z życia. Właśnie to najbardziej zmieniło się w Lapis. Nareszcie potrafi się cieszyć z tego, co ją spotyka.
Ametyst i Lapis znalazły się na tym samym miejscu. Obie zmieniły nastawienie, pierwsza przede wszystkim do siebie, druga do świata, w którym przyszło jej żyć. 

3 komentarze:

  1. Nutella jak wiemy z piosenki dla BD, YD śpiewa w jedny fragmencie ,, lapis terraform" co znaczy że lapis miała prawdopodobnie pomagać w transformowaniu ziemi na zaplanowany wygląd , który widzimy w odcinku ,, który-to-tam-był"
    Być może lapis straciła częś pamięci poprzez długi czas w lustrze w dodatku z pękniętym klejnotem.Raczej nie mogła stracić części pamięci bo oczko po pęknięciu nadal pamiętała miecz rose itd.Przez to że lapis ,,stała w miejscu,, bismuth z homeworld mogła ją wziąć za rebeliantke.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiemy do czego są stworzone Lapisy, jednak rola naszej Lapis na Ziemi nie została wprost powiedziana i jest w sferze domysłów, dlatego nie napisałam, że takie i takie było jej zadanie. Nie znamy konkretów odnośnie tego, co miała uczynić, poświęcić i to, czy wiązała się z konsekwencjami tych działań. Nie znamy dokładnie rozkazu jaki otrzymała. Jak sama mówiła, miała być na Ziemi tylko na krótki okres czasu. Może jej zadaniem wcale nie było "transformowanie" planety, a przynajmniej nie podczas tej wizyty (najwyraźniej jej pierwszej na Ziemi).
      Bismuth należała do rebelii, więc wzięła Lapis za klejnot z Homeworldu, co zresztą było prawdą.

      Usuń
  2. Teraz już wiem, czemu po części lubię Ametyst (na którą, zresztą, głosowałam). Zagubione dziecko, odrzucone, szukające wsparcia w swojej niedoskonałości...tu mogą siebie odnaleźć dzieci z sierocińców, mające problem z akceptacją siebie czy też depresją. Ja w pełni rozumiem Ametyst i fakt jej siły i chęci wsparcia.
    Lapis natomiast jest czymś w rodzaju ukrytego psychopaty - lubi znęcać się nad innymi, toksyczna miłość, pomimo iż ją samą wyniszczało, to jej się to podobało, pogarda do wszystkiego - z tym ostatnim mogą się łączyć ludzie aspołeczni, gardzący otoczeniem. Dopóki jej nikt nie pokazał, że świat wokół nie jest aż taki zły i posiada wiele ładnych barw, tak patrzyła na wszystko spod kąta pesymizmu. Też ją po części rozumiem :V

    OdpowiedzUsuń

To Perydot odpowiada za komentarze na blogu, więc nie radzę, by dochodziło w nich do kłótni.