Zazwyczaj nie chce mi się opisywać swoich wrażeń odnośnie odcinków, ale ten był po prostu zbyt dobry, abym mógł przejść obok niego bez słowa. Głównym punktem ego odcinka jest oczywiście powrót Centipeetle. Mimo, że odcinek ten miał parę przecieków nic, absolutnie nic, nie mogło nas przygotować na to co pojawiło się w odcinku - mowa tu oczywiście o historii tytułowego potwora. Choć słowo potwór, już wcześniej będąc w jej przypadku raczej nieodpowiednim określeniem, teraz urasta wręcz do rangi obelgi. Historia ta była wyjątkowa nie tylko ze względu na jej treść - w końcu wreszcie dowiadujemy się skąd najprawdopodobniej wzięły się skorumpowane klejnoty, to dodatek przekonujemy się jakie rzeczywiste konsekwencje miała wojna klejnotów. Mimo, że była ona przedstawiona za pomocą prostych rysunków, to wyraźnie czuć było wszystkie emocje Centipeetle - strach, gniew, żal oraz smutek. Jej postać w tym odcinku wspaniale się rozwinęła i moim zdaniem, wskoczyła na podium najtragiczniejszej, najbardziej pokrzywdzonej przez los postaci w serialu. Scena w której desperacko próbuje dostać się ona na statek, kiedy jej ciało znowu zaczyna się przepoczwarzać była jedną z mocniejszych scen - jak praktycznie trzy czwarte scen w tym odcinku( a przypominam wam, że odcinek zaczął się od naprawienia pluszowego misia i stłuczenia talerza w dość zabawny sposób). Dodatkowym smaczkiem jest oczywiście to, że wreszcie zostało oficjalnie powiedziane, że klejnoty posiadają swoje własne pismo. Zwieńczeniem całości był jednak sam Steven - jak zwykle chciał on pomóc Centipeetle, jednak dzięki niej dowiedział się gorzkiej prawdy, którą szybko zrozumiał. Centipeetle i wiele innych klejnotów poniekąd stała się potworami przez jego matkę. Na końcu odcinka kiedy Steven zapytał Perłę jak napisać w języku klejnotów "przepraszam"... nie mogłem zrobić nic innego jak tylko napisać o moich przemyśleniach.
Jak miło
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńZazwyczaj nie chce mi się opisywać swoich wrażeń odnośnie odcinków, ale ten był po prostu zbyt dobry, abym mógł przejść obok niego bez słowa. Głównym punktem ego odcinka jest oczywiście powrót Centipeetle. Mimo, że odcinek ten miał parę przecieków nic, absolutnie nic, nie mogło nas przygotować na to co pojawiło się w odcinku - mowa tu oczywiście o historii tytułowego potwora. Choć słowo potwór, już wcześniej będąc w jej przypadku raczej nieodpowiednim określeniem, teraz urasta wręcz do rangi obelgi. Historia ta była wyjątkowa nie tylko ze względu na jej treść - w końcu wreszcie dowiadujemy się skąd najprawdopodobniej wzięły się skorumpowane klejnoty, to dodatek przekonujemy się jakie rzeczywiste konsekwencje miała wojna klejnotów. Mimo, że była ona przedstawiona za pomocą prostych rysunków, to wyraźnie czuć było wszystkie emocje Centipeetle - strach, gniew, żal oraz smutek. Jej postać w tym odcinku wspaniale się rozwinęła i moim zdaniem, wskoczyła na podium najtragiczniejszej, najbardziej pokrzywdzonej przez los postaci w serialu. Scena w której desperacko próbuje dostać się ona na statek, kiedy jej ciało znowu zaczyna się przepoczwarzać była jedną z mocniejszych scen - jak praktycznie trzy czwarte scen w tym odcinku( a przypominam wam, że odcinek zaczął się od naprawienia pluszowego misia i stłuczenia talerza w dość zabawny sposób). Dodatkowym smaczkiem jest oczywiście to, że wreszcie zostało oficjalnie powiedziane, że klejnoty posiadają swoje własne pismo. Zwieńczeniem całości był jednak sam Steven - jak zwykle chciał on pomóc Centipeetle, jednak dzięki niej dowiedział się gorzkiej prawdy, którą szybko zrozumiał. Centipeetle i wiele innych klejnotów poniekąd stała się potworami przez jego matkę. Na końcu odcinka kiedy Steven zapytał Perłę jak napisać w języku klejnotów "przepraszam"... nie mogłem zrobić nic innego jak tylko napisać o moich przemyśleniach.
Ale tylko pośrednio. Bezpośrednio stała się potworem przez Diamenty.
Usuń